Skoro ma Pan takie efekty, czemu cały świat nie oszalał na punkcie terapii prowokatywnej?
(Śmiech) Każdy powinien! Na każdym polu ludzkich wysiłków, czy to w sztuce, czy w muzyce, czy w nauce, każdego pioniera najpierw chciano ukrzyżować. Wystarczy przypomnieć sobie historię Pasteura. Przez dziesięciolecia śmiali się z niego i jego mikrobów, dalej operując pacjentów brudnymi rękoma.
Dlatego, że w relacji klient - terapeuta to terapeuta jest mocny i mądry, a klient słaby i bezbronny. Nie można kopać leżącego. Poza tym sprawa jest poważna - tu chodzi o cierpienie, o kwestie życia i śmierci.
Ja jestem bardzo serio, jeśli chodzi o człowieka, który przede mną staje. Ale jednocześnie chcę wycisnąć z niego choróbsko. Nie poradzę nic na to, że skuteczną metodą jest śmiech i to, żeby klient nabrał do siebie dystansu. Za to kocham moją pracę. Gdybym miał być grobowo poważny, co to by było za życie?
A tak można je sobie umilić, nabijając się z klientów.
Parodiuję klientów, fakt, a co mam zrobić, gdy przychodzi do mnie kobieta - 150 kg przy wzroście 168 cm? Stopa jak yeti - ze 45. Ledwo weszła do mojego gabinetu. No, nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.
Ja bym się zasmuciła. To przykre, gdy ktoś tyle waży.
E tam, każdy waży tyle, ile waży. Przyszła kiedyś kobieta i zapytała, czy ją zahipnotyzuję, żeby straciła na wadze. Powiedziałem: nie! Zdziwiła się. Ale mnie nie obchodzi, ile kto waży. Waży, ile waży i już.
Bardzo często problemy z wagą wynikają z negatywnej oceny innych ludzi, z potrzeby dostosowania się do otoczenia, a nie z wewnętrznej potrzeby. Jak ktoś lubi jeść, niech je. Dlaczego ma spełniać oczekiwania przechodniów albo kolegów z pracy?
(Śmiech) Każdy powinien! Na każdym polu ludzkich wysiłków, czy to w sztuce, czy w muzyce, czy w nauce, każdego pioniera najpierw chciano ukrzyżować. Wystarczy przypomnieć sobie historię Pasteura. Przez dziesięciolecia śmiali się z niego i jego mikrobów, dalej operując pacjentów brudnymi rękoma.
Dlatego, że w relacji klient - terapeuta to terapeuta jest mocny i mądry, a klient słaby i bezbronny. Nie można kopać leżącego. Poza tym sprawa jest poważna - tu chodzi o cierpienie, o kwestie życia i śmierci.
Ja jestem bardzo serio, jeśli chodzi o człowieka, który przede mną staje. Ale jednocześnie chcę wycisnąć z niego choróbsko. Nie poradzę nic na to, że skuteczną metodą jest śmiech i to, żeby klient nabrał do siebie dystansu. Za to kocham moją pracę. Gdybym miał być grobowo poważny, co to by było za życie?
A tak można je sobie umilić, nabijając się z klientów.
Parodiuję klientów, fakt, a co mam zrobić, gdy przychodzi do mnie kobieta - 150 kg przy wzroście 168 cm? Stopa jak yeti - ze 45. Ledwo weszła do mojego gabinetu. No, nie wytrzymałem i parsknąłem śmiechem.
Ja bym się zasmuciła. To przykre, gdy ktoś tyle waży.
E tam, każdy waży tyle, ile waży. Przyszła kiedyś kobieta i zapytała, czy ją zahipnotyzuję, żeby straciła na wadze. Powiedziałem: nie! Zdziwiła się. Ale mnie nie obchodzi, ile kto waży. Waży, ile waży i już.
Bardzo często problemy z wagą wynikają z negatywnej oceny innych ludzi, z potrzeby dostosowania się do otoczenia, a nie z wewnętrznej potrzeby. Jak ktoś lubi jeść, niech je. Dlaczego ma spełniać oczekiwania przechodniów albo kolegów z pracy?